poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 5

Szłam powolnym krokiem, trzymając pod ramię 1001. Śnieg skrzypiał pod naszymi butami. Ledwo trzymałyśmy się na krótkich, dziecięcych nóżkach, przebijając się przez zaspy. Drobinki białego puchu wplątywały się nam we włosy i opadały na zmarznięte, pucołowate policzki. Mroźny wiatr chlastał nas po twarzach, a światła miasteczka, do którego zmierzałyśmy, wydawały się tak potwornie odległe. Chłód nie stanowił jednak największego problemu. Za duże ciuchy, którymi byłyśmy opatulone wplątywały nam się pod nogi i sprawiały, że prawie co chwilę, lądowałyśmy na brzuchu w białej toni. Po około dwudziestominutowym marszu, kiedy byłyśmy już przemoczone do suchej nitki, wreszcie dojrzałyśmy niewyraźny zarys ogromnej bramy wejściowej. Z pozoru niegroźna wioska, okazała się solidnie uzbrojonym, pilnie strzeżonym terenem, z napakowanymi strażnikami przy potężnym, elektrycznym murze. Ogromny, niebieski, strzelisty łuk, pokryty lodem i kablami przewodzącymi prąd miał chyba za zadanie odstraszać nieproszonych gości. Za nim, potężne wrota zbudowane z metalu i najprawdopodobniej zabezpieczone jakimś polem siłowym, obstawione były przez trójkę ubranych w granatowe kombinezony ludzi z łukami na plecach. Ciągnący się chyba w nieskończoność, wysoki mur z wieżami strażniczymi, pokryty był drutem kolczastym i emanował jakąś nieznaną mi dotąd siłą. Przypatrywałam mu się dłuższą chwilę z zainteresowaniem i pewnego rodzaju zachwytem. Pole przyciągało mnie do siebie, co wprowadzało mnie jakby w trans. Ocknęłam się, kiedy usłyszałam piskliwy lecz stanowczy głos 1001 tuż przy moim uchu.
- Nie odzywaj się, nie wykonuj żadnych gwałtownych ruchów, rób co ci mówią. Ja wszystko załatwię.
Trochę śmiesznie zabrzmiało to z ust sześciolatki, ale starałam się zachować spokój. Szatynka uniosła rękę w powietrze i wykonała dłonią jakiś niezidentyfikowany gest. Jeden ze strażników, który dotąd stał jak skamieniały, drgnął i popatrzył na nas. Niechętnie, jakby kosztowało go to wiele wysiłku, oderwał się od wrót i zaczął kroczyć w naszą stronę. Z każdą chwilą, gdy podchodził, napięcie w moim żołądku rosło. Czułam jak wnętrzności skręcają mi się we wszystkie strony. Serce waliło jak oszalałe, a oczy błądziły od jego potężnych nóg zanurzonych w śniegu, do głowy zasłoniętej futrzanym kapturem. Miałam nadzieję, że wzrok mnie myli, bo strach, który rozchodził się po całym moim ciele, powoli mnie obezwładniał. Miałam przed sobą mężczyznę. Naturalny instynkt kazał mi zwiewać, kryć się, uciekać, gdzie pieprz rośnie. Coś jednak przywarło mnie do ziemi i zmusiło do czekania. Sparaliżowana przyglądałam się wielkoludowi, coraz wyraźniej dostrzegając rysy jego twarzy. Zbliżał się wolno, jak zwierzę czające się na ofiarę. Kocie ruchy mówiły wyraźnie "zróbcie coś, co mi się nie spodoba, a załatwię was jednym ciosem". Badał nas czujnym spojrzeniem. Zatrzymał się w odległości 5 metrów ode mnie i mojej towarzyszki, ale nawet, kiedy stał pod światło mogłam dojrzeć jego buzię. Szare i zimne jak lód oczy, płonęły intensywnym, porażającym blaskiem. Krótkie, mokre blond włosy opadały w nieładzie na jego zmarszczone czoło. Lustrował nasze niewielkie ciałka z pewnego rodzaju zdziwieniem. 1001 uchyliła poły płaszcza i wyciągnęła nogę z nieprzemakalnego buta. Po chwili podwinęła nogawkę i ujawniła wenusjański tatuaż z numerem na kostce. Strażnik mruknął coś pod nosem, a potem wyginając pełne wargi w nietypowym, tajemniczym uśmiechu skinął na nas głową, odwrócił się i ruszył przed siebie. Wymieniłam z dziewczyną niepokojące spojrzenie, na co ona wyszczerzyła zęby i wsunęła z powrotem stopę do kozaka. Podążyłyśmy w ślad za strażnikiem. Obawy nie odstępowały mnie na krok. Mężczyzna miał na oko 20 lat, był porządnie umięśniony i nie wyglądał na kogoś z kim można było się pośmiać przy filiżance kawy. Poza tym, chłopak znacznie odbiegał od mojego osobistego wyobrażenia o facetach, a już tym bardziej wyglądem nie przypominał osób ze zdjęć, które oglądaliśmy na zajęciach. Trudno było mi to przyznać, ale byłam przerażona. Z każdym jego krokiem odczuwałam drżenie w palcach u rąk, a w mojej głowie pulsowało od płynącej z impetem krwi. I wtedy nagle się zatrzymał. Ogarnęło mnie przerażenie, kiedy odwrócił się i obrzucił mnie stalowoszarym spojrzeniem. Skamieniałam. Jego wzrok powoli prześlizgiwał się od moich granatowoniebieskich oczu, poprzez brzuch i nogi aż zatrzymał się na pokrytym śniegiem bucie. Zrozumiałam o co mu chodzi i drżącymi rękoma, ledwo zmuszając ciało do pochylenia się, pokazałam mu tatuaż. Bez słowa odwrócił się i ruszył dalej. Miałam ochotę rozpłakać się ze strachu. Wartownik podprowadził nas pod bramę. Przeszliśmy pod łukiem, a ja niezauważalnie musnęłam opuszkami palców zapierającą dech w piersiach konstrukcję. Znaleźliśmy się przed wrotami. Strażnik krzyknął coś w niezrozumiałym dla mnie języku i potężne wejście rozsunęło się przed nami z cichym syknięciem. Wstrzymałam oddech. Oślepił mnie jasny blask. Wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia. Wioska na Merkurym była niesamowita. Świeżo odśnieżona, kamienna uliczka, którą stopniowo zasypywały kolejne płatki śniegu, a wzdłuż co 7 metrów, postawione czarne, skrzące się latarnie, zbudowane w staromodnym stylu... Małe domki oświetlone świątecznymi lampkami, kawiarnie, puby, piekarnie, sklepy z zabawkami i cukiernie... Tłumy ludzi na błyszczących w jasnym blasku chodniczkach... Powozy konne... I ten zapach cynamonu i piernika! Poczułam się jakbym weszła do krainy dziecięcych pragnień. Nie miałam pojęcia skąd mi się to wzięło, ale pewnie to wynik naszego "cofnięcia się w rozwoju".
Na Wenus nigdy nie widziałam niczego podobnego. Owszem, była strefa lodowcowa (bo nasza planeta posiada każdy z klimatów wszechświata), ale nigdy nie pozwolono nam zajrzeć, co się w niej znajduje. Przynajmniej nie początkującym Obiektom. A teraz miałam tę cudowną mieścinę na wyciągnięcie ręki. Uśmiechnęłam się sama do siebie, kiedy usłyszałam głęboki, mrożący krew w żyłach głos, dobiegający znad mojego lewego ramienia.
- A teraz, drogie panie pozwolą się zaprowadzić do miejsca, w którym wyrobią paniom przepustki.
Ponownie poczułam ciarki łaskoczące mnie po plecach. Mimo wszystko nie mogłam uwierzyć w to co się działo. Otępiała ruszyłam za chłopakiem w puchatym płaszczu. Szurałam nogami, czując doskwierający lęk, który kłębił się gdzieś we mnie. W gardle miałam kluchę, a w kącikach oczu drobinki łez. Dyskretnie zerknęłam na 1001, która zdawała się nie być wcale poruszona obecnością mężczyzny. Minęliśmy sklep mięsny i skręciliśmy w trochę mniej efektowną alejkę. Po ogromnym wrażeniu jakie zrobiła na nas główna droga, obskurne bloki kuły w oczy. Poprzewracane pojemniki na śmieci, pijani ludzie podpierający ściany, smród papierosowego dymu, drażniący w nos. Szłam ostrożnie omijając wszelkie obrzydlistwa zalegające na chodniku. Przez drogę przebiegł nam bury kot. Po ciele przeszły mi ciarki. Przy drzwiach ciemnego budynku, do którego najwidoczniej zmierzaliśmy, stała kobieta. Była pulchna, zgarbiona i siwa. Tłuste włosy opadały na jej pomarszczoną, zaniedbaną twarz. Uśmiechnęła się do nas, pokazując szczerbate uzębienie. Strażnik podszedł do niej i w innym języku nakazał jej odejść. Wywnioskowałam to po podniesionym głosie i nadmiernej gestykulacji. Staruszka jednak dzielnie trzymała się klamki, nie chcąc przepuścić mężczyzny. W pewnej chwili wartownik chwycił ją za poły szaty i odrzucił z taką siłą, że odbiła się od muru po przeciwnej stronie i plackiem opadła na ziemię. Krew stanęła mi w żyłach, a potem zaczęła buzować. Zaczęłam biec w stronę kobiety, ale ktoś chwycił mnie za rękawy. Nie słyszałam nic, ale wiedziałam, że na mnie krzyczą. Rwałam się z całych sił, robiłam uniki i wymykałam się spod ogromnych rąk. Maleńki wzrost był wtedy zbawienny. Kiedy w końcu dotarłam do kobiety, całą siłę wykorzystałam, by odwrócić ją na plecy. Sekundy wydłużały się, kiedy spoglądała na mnie smętnym wzrokiem, uśmiechając się półgębkiem. Ścisnęła moją dłoń, mówiąc coś. Nie słyszałam. Kobieta w pewnej chwili przestała się poruszać, ale z niezmiennym wyrazem twarzy wpatrywała się we mnie. Z początku nie zrozumiałam co się stało, ale dotarło to do mnie, kiedy rozhisteryzowaną odciągali mnie od jej ciała. Czas się dla niej zatrzymał. Uśmiechając się, opuściła okrutną planetę udając się do miejsca nieznanego. Niepoznanej przez nas strefy czasu, gdzie trafiają wszystkie dusze po śmierci. Do krainy, dokąd nie docierają żadne statki kosmiczne. W okrutny sposób odebrano jej życie. Zadecydowali o jej losie, bez jej zgody. A może sama pisała się na coś takiego? Ściskając w dłoni przedmiot, który niezauważalnie wręczyła mnie staruszka, walczyłam jak lwica ze strażnikami. Pałałam żądzą zemsty. Chciałam pozbawić ich wszystkich głosu, by choć na chwilę zachowali spokój w obliczu tragedii. Chciałam udowodnić im, jaką krzywdę wyrządzili tej jednej, biednej osobie. Pragnęłam raz na zawsze pokonać tę morderczą rasę, jaką okazali się mężczyźni. Chciałam... Pomóc. Pomóc kobiecie, dla której wszystko się już skończyło. Albo dopiero zaczęło. Niestety zanim zdążyłam chociaż  kogoś ugryźć, ujrzałam nad sobą kij. A potem ogarnęła mnie ciemność.
Obudziłam się w lodowato-niebieskiej  sali. Na środku pomieszczenia stała wielka lampa. Zaraz za nią pełno sprzętów laboratoryjnych. Siedziałam na krześle, przywiązana sznurami. Gdybym chciała mogłabym się spokojnie uwolnić, ale nie czułam takiej potrzeby.
- Widzę, że w końcu doszłaś do siebie - usłyszałam opanowany, kobiecy głos i automatycznie napięłam mięśnie. Przypomniało mi się co Merkurianie zrobili tamtej kobiecie.
Z cienia wyłoniła się szczupła nastolatka. Była dość wysoka i miała długie, czarne włosy. Jej szafirowe oczy, przewiercały mnie na wylot. Przy niej poczułam się bezbronna, ale zaraz przypomniałam sobie skąd pochodzę i wypięłam dumnie klatkę piersiową. Dziewczyna pstryknęła palcami i przy jej boku pojawiła się pantera śnieżna, łasząc się. W jednej chwili uleciała ze mnie odwaga.
- Jestem Arabella. Jak się nazywasz? - spytała naukowym głosem, siadając naprzeciw mnie. Zwierzak krążył wokół, powarkując cicho.
- Obiekt 0628 - szepnęłam nienaturalnie wysokim głosem. Brunetka zanotowała coś.
- Ooo, Wenusjanka. Ciekawe. Ile masz lat?
- 17 dni.
- Co tutaj robisz?
- Wysłali mnie na misję. Gdzie moja towarzyszka?
- Na czym ma polegać ta misja?
- Przybyłyśmy, by skontrolować poziom emitowanych zanieczyszczeń do atmosfery, by zapobiec destrukcji planet, zaopatrzonych w bogatą faunę i florę. Co zrobiliście z 1001?
- Kto was wysłał?
- Szefowa Poolow, głównodowodząca oddziałami na Wenus. Czy możesz mi w końcu odpowiedzieć?
- Jaki był ukryty cel waszej wyprawy?
- Ukryty cel? Nie rozumiem.
- Każda misja ma jakiś drobny szczegół, o którym wasza rasa zwykła nas nie informować. O co chodzi tym razem?
Zagryzłam wargę. Jeśli to prawda, to nikt mnie o tym nie poinformował. Cóż, trudno się dziwić. Musiałam jakoś się obronić. Trzeba było podjąć próbę wytrącenia jej z równowagi.
- Fajny medal - odparłam przyjmując obojętną pozycję i mierząc wzrokiem przedmiot zwisający jej z szyi.
- To dziwne, że pani Poolow wysłała na misję nowicjuszki. Myślę jednak, że w końcu obie zdradzicie nam o co chodzi.
- Za co go dostałaś?
Spojrzała na mnie spode łba. Pantera najeżyła się.
- Wygrałam doroczne mistrzostwa w bitwie na śnieżki - rzuciła, wstając.
- Dlaczego zatrudnili cię tutaj w tak młodym wieku?
Zebrała torbę i zaczęła iść w stronę wyjścia.
- Mam 15 lat. Tutaj oznacza to pełnoletniość.
- Nie dziwię się, że dali ci tę posadę, doskonale radzisz sobie podczas przesłuchiwań. Jesteś strażniczką?
Uśmiechnęła się, odwracając się do mnie.
- Jestem psychologiem.
- Podziwiam. Ja nie umiałabym przeglądać tak cudzych umysłów.
- Mylisz mnie z medium.
- Nie, nie. Chodzi o to, że jako psycholog, na pewno doskonale rozumiesz wszystkie potrzeby, pragnienia i problemy ludzkie, prawda?
- Tak. Widzę również, że właśnie próbujesz wyciągnąć ode mnie jakieś informacje - zaśmiała się, wracając na miejsce. - Próbuj dalej, może się uda.
Zarumieniłam się, ale nie zrezygnowałam z planu. To i tak duży sukces, że udało mi się ją zatrzymać.
- Co robisz w wolnym czasie? Chyba dają wam tu jakieś przerwy, prawda?
- Cóż... Wiesz mi lub nie, ale dużo czasu spędzam na drzewach.
- Jesteś obserwatorką?
- Robię to dla przyjemności - skrzywiła się.
- Naturalnie, wybacz. A... Powiedz mi, co robisz oprócz przesłuchiwania innych?
- Pilnuję, żeby ktoś taki jak ty, nie posunął się za daleko podczas inicjacji.
- Och, oczywiście... Inicjacja... Tak... Mm... Pewnie, że wiem co to jest.
Uniosła brew w górę.
- Wiesz, wydaje mi się, że twojej koleżance lepiej wyszła akcja odwrócenia uwagi.
- 1001? Ona też tutaj jest? - wstrzymałam oddech.
- Oczywiście. Bądź spokojna, nic jej nie grozi, podobnie jak tobie.
- To dlaczego jestem związana?
- To dla twojego dobra. Kiedy będziemy oznaczać cię pieczęcią milczenia, sznury będą bardzo potrzebne. To dość bolesny zabieg, a pamiątka zostaje na całe życie.
- Tak, to jasne.
Nastolatka skinęła mi głową i podniosła się gwiżdżąc na dzikiego zwierzaka. Ten, jak posłuszny piesek pobiegł za nią. Po chwili zostałam w pomieszczeniu całkiem sama. I nic nie rozumiałam z tego, co usłyszałam.
Minuty wydłużały się, kiedy siedziałam kompletnie sama w chłodnym laboratorium, wpatrując się w ściany. Dla zabicia czasu liczyłam swoje wolne, niespokojne oddechy i starałam się pojąć znaczenie wypowiedzianych przez psycholożkę słów. Merkury, wbrew pozorom, nie był zbyt przyjazną planetą. "To świat kontrastów" - przypomniałam sobie w myślach słowa 1001, która ze spokojem znosiła wszelkie wyzwania postawione nam na drodze przez los. Zastanawiałam się, czy nadal robi dobrą minę do złej gry. Po pewnym czasie usłyszałam kroki, co ponownie przyprawiło mnie o czarne myśli. Inicjacja, pieczęć milczenia. Automatyczne drzwi rozsunęły się z cichym syknięciem i do środka weszła grupa umundurowanych ludzi. Jeden z nich ciągnął pod ramię nieprzytomną 1001.
- Co wyście jej zrobili?! - krzyknęłam, nie mogąc powstrzymać emocji.
Nikt nie przejął się jednak, bezbronną sześciolatką. Posadzili moją towarzyszkę na drugim krześle i również związali ją sznurami. Wtedy, do pomieszczenia wparowała ubrana w laboratoryjny strój rudowłosa kobieta około 40-stki, a zaraz za nią nastolatka, z którą miałam już przyjemność rozmawiać.
- Nazywam się doktor Samara Hall i będę waszą przewodniczką w drodze do oświecenia, zwanego inicjacją - powiedziała, odgarniając pomarańczowoczerwone kosmyki włosów i spoglądając z pogardą na 1001. - Zbudzić ją.
Jeden z ochroniarzy podszedł do szatynki i zaczął nią gwałtownie potrząsać. Zacisnęłam powieki.
- Nie tak, głąbie! - wrzasnęła, a ja usłyszałam jak zaczyna szukać czegoś w szafce. - Weź to! Tylko wbijaj powoli, nie chcę, żeby igła się złamała.
Po kilku długich sekundach, usłyszałam cichy jęk towarzyszki. Odetchnęłam z ulgą. Spojrzałam pytająco w stronę sześciolatki, ale ta, zignorowała mój wzrok i odezwała się słabym głosem:
- Możemy zaczynać.
Doktor Hall podeszła do niewielkiej komody i wyciągnęła z niej ogromne szczypce, żarzące się na czerwono.
- Za chwilę zostaniecie naznaczone pieczęcią milczenia. Bez zgody udzielonej przez Merkuriański Komitet Pojednawczy, nie będziecie mogły zdradzić ani słowa nikomu, nawet gdyby wahały się losy wszechświata. Wszystko co tu zobaczycie i odkryjecie, jest oblane mistyczną przysięgą i naznaczone mocą tak tajemniczą, że nawet my nie znamy wszelkich jej możliwości. Od pokolenia na pokolenie, Wenusjanie ślą do nas oddziały kontrolne w celu wydobycia sekretów magicznej broni. Nie znamy powodu waszej wyprawy, ale wszystko to odziane jest w płaszcz tajemnicy, zapieczętowane obietnicą milczenia, którą i wy będziecie musiały złożyć. Inicjacja rozpocznie się po uroczystym odlaniu tatuaży. Będziecie musiały przejść przez komorę odnowienia, by odzyskać dawną postać, dopiero wtedy odkryjemy czy jesteście godne zaufania, czy stracenia.
Jeden ze strażników podszedł do rudowłosej i wziął od niej mosiężny przedmiot. Powolnym krokiem zbliżył się do mnie i uklęknął na jedno kolano. Miał kręcone blond włosy i ciemnozielone oczy. Dwoma palcami podwinął mi nogawkę za dużych spodni i przejechał opuszkami po tatuażu z numerem. Syknęłam z bólu. Nie wiadomo czemu znamię zaczęło mnie potwornie piec i pulsować. Zakręciło mi się w głowie. Mężczyzna uniósł szczypce w górę, po czym rozpaloną stroną skierował do mojej nogi. Zaczęłam się rzucać, próbowałam się uwolnić, ale na próżno. Liny okazały się jednak zbyt wytrzymałe. Blondyn musnął znak narzędziem, a ja krzyknęłam na całe gardło. Łzy spływały mi po policzkach. Zdawało mi się, że kostka płonie. Rwałam się, chciałam uciekać, ale chłopak mi na to nie pozwalał. Zaciskał zęby przedmiotu tuż nad numerem, powodując tym samym okropny ból. Czułam zapach spalenizny. Miałam wrażenie, że skóra topnieje mi jak wosk. Gorący płyn ściekał raniąc przy tym moją stopę. Nie widziałam już nic oprócz łez. Czułam się obdarta i ogołocona jednocześnie, chciałam umrzeć. I nagle zrobiło się potwornie zimno. Podniosłam powieki. Nie czułam już palącego znaku, tylko kojący chłód. Przede mną leżał nieruchomo strażnik. Szczypce wypadły mu z ręki. Zauważyłam, że oprócz mnie, tylko 1001 nie padła. W laboratorium migało czerwono-białe światło, a wszyscy pozostali leżeli na ziemi.
- Co się stało? - spytałam, starając się wytrzeć łzy o rękawy bluzki.
Tatuaż na mojej kostce przecinała na ukos głęboka blizna w kształcie ciernia.
- Musicie uciekać - usłyszałam dziewczęcy głos i przede mną pojawiła się czarnowłosa nastolatka.
- Pani psycholog, co pani tu robi? - spytałam na wpół żartobliwym tonem.
Dziewczyna ukucnęła przy mnie i zaczęła rozwiązywać sznur.
- Ta inicjacja jest kompletnie chora, gdybym tylko wiedziała, nie dopuściłabym do tego - burknęła, biegnąc do 1001. - Twoja koleżanka jest osłabiona. Musisz codziennie podawać jej te pigułki - dodała, szybko kierując się w stronę szafki i rzucając mi niewielką fiolkę.
- To przez to świństwo, które kazała jej wstrzyknąć ta wariatka? - wskazałam ręką na doktor Hall. - Porąbana.
- To moja matka - odparła otwierając kodem automatyczne drzwi i wybiegając z pomieszczenia. Ruszyłam za nią ciągnąc pod pachę 1001.
- Wybacz.
- Nic się nie stało. Serio jest porąbana.
Wybiegłyśmy na zimny dziedziniec. Czarnowłosa poprowadziła nas tą samą drogą, którą przyszłyśmy do budynku i stanęła przed bramą. Było przeraźliwie zimno, a my pozbawione zostałyśmy wszystkich płaszczy. Zaczęła rozmawiać ze strażnikiem, ale ten pokręcił tylko głową. Podbiegła do nas i westchnęła ostentacyjnie.
- Nie wypuszczą was bez zgody ministra MKP. Musicie tu zostać i ukryć się na parę dni. Postaram się zrobić co w mojej mocy, ale nie obiecuję wam, że uda wam się stąd bezpiecznie odlecieć.
- Nie możemy zostać. Trzeba będzie uciec - szepnęłam patrząc pytająco na 1001, która kiwnęła pojednawczo głową.
- Załatw nam jakiś nocleg, w którym będziemy bezpieczne.
Dziewczyna zagryzła wargę i okręciła się na pięcie.
- Chodźcie, znam jedno takie miejsce.

~ ~ ~

Wybaczcie, że znowu kazałam wam tyle czekać, ale nareszcie jest rozdział! ^^
Mam nadzieję, że nie zanudziłam was tyloma opisami? T.T
Dedykacja dla Rexi i Cupcake. Mistrza cierpienia i mistrza w wymyślaniu imion xD

Czytałeś = skomentuj, to wiele daje i nawet jeśli nie masz konta google możesz to zrobić anonimowo :*

Pozdrawiam!

- Postać Arabelli Hall zawdzięczam Vivian Black, dziękuję kochana! :*

17 komentarzy:

  1. Wow, kolejny super rozdział :3
    Nie myślałam, że na Merkurym są tacy idioci -_-
    Biedna 0628 i 1001 :(
    Mam nadzieję, że Arabella im pomoże.

    Długo czekałam na ten rozdział, ale było warto - jest genialny!

    Bardzo mi się podobał, miałaś fajny pomysł ;)

    Hm, ciekawe, czy uda im się wydostać z Merkurego... E tam, na pewno dadzą sobie radę :3

    Ciekawi mnie również "ukryty cel misji"... Kurde, czemu one o tym nie wiedzą ?
    Och, jak zwykle nie umiem się doczekać następnego rozdziału. Mam nadzieję, że pojawi się szybko!

    Pozdrawiam, życzę weny i gratuluję wyobraźni ;)

    Twoja wierna fanka i czytelniczka,
    Reasy :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, bardzo, bardzo, bardzo dziękuję ci za komentarz :* Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy, dziękuję ;*
      ~ Kath .

      Usuń
  2. Przyznaję, od dawna nigdzie nie komentuję, ale jak zobaczyłam na bloggerze, że wreszcie dodałaś nowy rozdział, zdecydowałam się zajrzeć. Sama planuję swoją autorską historię, więc to dla mnie pewne odświeżenie, zajrzeć do kogoś i odpocząć chwilę od własnych pomysłów.
    Chwaliłam cię kiedyś za pisanie w pierwszej osobie? Nie wiem, ale jeśli tak, to zrobię to po raz kolejny. Masz naprawdę niesamowity talent do tego typu opisów, zazdroszczę. Ja jakoś boję się tej formy - wiem, że można w niej bardziej się rozpisać na temat uczuć targających bohaterem, ale nie mogę się zdobyć na próbę moich możliwości w tej... "wersji". Jest trudna, okropnie, nie wiem, co by mi z tego wyszło.
    Ładnie opisałaś to wejście do tej Z Pozoru Niegroźnej Wioski (tak ją sobie będę nazywać). Umiałam to sobie wyobrazić, a do tego końcówka tego akapitu mnie zaskoczyła - dziewczyna czuła się jak zahipnotyzowana... czyżby miało to mieć jakieś odniesienie w przyszłości? Wciąż zabawne jest to, że przybyszki są takie małe. Hehe.
    Doszłam do, chyba, najlepszego momentu w tym rozdziale. Dziewczyny wreszcie spotkały mężczyzn i choć początkowo żadna a nich nie wydawała się być zaskoczona, tak teraz przynajmniej jedna z nich nie reaguje na to najlepiej. W końcu uczono ją, że mężczyzna to jej naturalny wróg i nie może się z nim sprzymierzać, a tu proszę, jest praktycznie zdana na łaskę jednego z nich. Dalej, on prowadzi je do wioski, całkiem przyjemnej wioski, jak się okazuje... ogromnie lubię ten opis. Widać, że nie brniesz z opowiadaniem byle do przodu, a rozważasz pewne wątki i zastanawiasz się, czy mogłoby być tak, czy inaczej. Pokazujesz nam najważniejsze odczucia głównej bohaterki w kontraście z jej przyjaciółką.
    Dalej. Kolejny naprawdę dobry fragment związany ze śmiercią starszej kobiety. Ciekawi mnie, dlaczego ten cały strażnik tak się na nią obruszył, że ją zabił. Ja rozumiem, może być rygor, ale to chyba nie Merkuriańska wersja III Rzeszy, co?
    Podoba mi się ta nowa bohaterka, Arabella. Nie bawi się, tylko od razu rzuca pytaniami i stara się nie pozwolić pozbawić się kontroli. Interesujące.
    Pieczęć milczenia? Chcą oznaczyć jakieś dziewczyny z innej planety ważną pieczęcią? Dobrze, nie bardzo to do mnie dociera. Pieczęć milczenia... o co może dokładnie chodzić? Niby nazwa mówi wszystko, ale... zawsze jest jakieś "ale". Tu jednak ale nie ma, po prostu nikt nic nie będzie mógł powiedzieć bez zgody jakiegoś rządu. Najs.
    Ładnie opisane robienie tego "tatuażu".
    Arabella pomaga dziewczynom? Hmm, coś czuję, że kolejny rozdział jeszcze bardziej mnie zaciekawi. Oby się szybko pojawił. ;)
    Zanudzić opisami? Moja droga, opisy to najważniejsza rzecz w historii, a jeśli weźmie się pod uwagę tę autorską, to już nie ma o czym mówić. Opisuj krajobrazy, pomieszczenia, uczucia - nie muszą to być długie poematy, wystarczy kilka zdań, żeby nakreślić czytelnikowi wygląd miejsca - nikt nie będzie ci miał tego za złe.
    Przepraszam za wszelkie błędy.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem szczerze, że to chyba najwspanialszy komentarz jaki kiedykolwiek dostałam :')
      Dziękuję ci bardzo za tak szczerą opinię i przepraszam, że jeszcze nie skomentowałam ci Fremione. Mam tak ogromne wyrzuty sumienia... Obiecuję, że jutro to nadrobię :*
      Jesteś wspaniała.
      Również pozdrawiam!

      Usuń
    2. Najwspanialszy? E tam, pisałam samą prawdę, ale cieszę się, że wywarł takie wrażenie. Zdecydowanie zasłużyłaś. ;)
      Nie ma sprawy, Fremione i tak jest zawieszone, nie ma co się spieszyć. Jak założę bloga na autorską historię (o ile to się kiedykolwiek stanie - oby, mam ogromną chęć to opisać), to będę cię gnębić, żebyś komentowała! :D Oczywiście żartuję.
      Dziękuję, rumienię się.
      Pozdrawiam!

      Usuń
    3. Naprawdę, komentarz niesamowity! :D
      A jak napiszesz własną historię to sama będę cię gnębić, żebyś szybciej dodawała notki :3
      Mam nadzieję, że szybko odwiesisz Fremione <3
      Pozdrawiam!

      Usuń
    4. Cieszę się, że tak ci się podoba. ^^
      Czy ja wiem... najpierw postaram się napisać kilka rozdziałów do przodu, zanim coś opublikuję, więc myślę, że co tydzień nowa część się pojawi. ;) Chcę się wczuć w tę historię, ale zanim ją zacznę, może się zejść. Spisuję sobie całą historię, wątki, bohaterów, ich przeszłość i przyszłość, w głowie mam już kilka wydarzeń, więc staram się je rozpracować. Właśnie! Potrzebuję jakichś wydarzeń, które wydarzyły się na przestrzeni wieków i są nierozwiązane, albo jak nie nierozwiązane, to tajemnicze. Znasz jakieś? :D
      Może kiedyś... wszak Fred musi wyznać miłość Hermionie, tak spontanicznie. ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
    5. Wydarzenia, nierozwiązane lub tajemnicze *myśli*
      Wpadła mi do głowy jako pierwsza historia Atlantydy (może dlatego, że oglądałam bajkę "Atlantyda" z kuzynkami?), ale nie jestem pewna czy o taki rodzaj wydarzeń ci chodzi...
      Jeśli nie, to może coś na temat owianej tajemnicą śmierci Tutenchamona.
      Nie wiem o jakie czasy ci chodzi :)
      "W 1948 roku, William Goetz – słynny hollywoodzki producent, szef Universal Pictures oraz legendarny kolekcjoner sztuki – zakupił obraz pt. „Study by Candlelight”, który miał namalować sam Vincent van Gogh. Transakcja kosztowała Goetza 50 milionów dolarów, jednak jak się okazuje, do dziś nie udowodniono autentyczności dzieła" - inna tematyka.
      Jeśli chodzi o sprawy bliższe nam, może tutaj znajdziesz coś ciekawego, mi przypadła do gustu trójka ;)
      http://www.joemonster.org/art/15456
      Mam nadzieję, że choć troszkę pomogłam.
      Pozdrawiam!

      Usuń
    6. Znaczy tak. Czasy mogą być wszelakie. Starożytność, średniowiecze, co ciekawszego przyjdzie do głowy. Ja złapałam podpalenie Rzymu i wybuch Wezuwiusza na Pompeje. Oczywiście jakieś tajemnicze śmierci czy coś w tym stylu również jest dobre. Chodzi o to, by umieścić gdzieś pewien znak i połączyć to z pewną grupą. :D
      Historia Atlantydy? Że o tym nie pomyślałam, dobry patent! Zatopienie kontynentu to coś, co może być dobre...
      Z tym obrazem niestety nie przejdzie, ale też dobry pomysł.
      Dziękuję za link, jesteś wielka! Jak wpadnie ci coś jeszcze do głowy, to pisz. Możesz nawet na gg, gdzieś na swoim blogu je umieściłam.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Kath...
    I to TY mówisz MI, że ja znam się na "opisach"? o___o O LUDZIE!
    Jaką Ty masz niesamowitą wyobraźnię! *O* Ta brama, strzelcy, MUR ELEKTRYCZNY i wszystko tak wspaniale pokryte lodem *_____* Normalnie, jakbym tam była! Aż mi zimny wiatr śniegiem sypnął po oczach :o
    Dwie małe sześciolatki idą dzielnie przez zaspy większe od nich do ogromnego miasta xD
    Hihiihihih ^.^ Nasz Obiekt chyba pierwszy raz zobaczył płeć męską :D :D Spytaj się, jak wrażenia :D Mi właściwie instynkt też nakazywałby zakopać się w śniegu i ewentualnie przygotować naboje ze śnieżynek O_o
    *_________________*
    Kath, ja chcę zamieszkać na Merkurym. O Boże, tam jest wszystko co kocham! :O :O ŚNIEG, ZASPY, KEVIN SAM W DOMU LECI PRZEZ CAŁY ROK, CUKIERNIE, PĄCZKI, CIASTA, LAMPKI, KONNE POWOZY, LUDZIE T A M S Ą S K L E P Y Z Z A B A W K A M I <3 <3 <3 AAAA!!!! Sama nie wiem, w którą stronę poszłabym najpierw ^,^
    O...Rety... CO TEN PUSZASTY IDIOTA ZROBIŁ Z TĄ BIEDNĄ STARUSZKĄ?! :'(( Tak..tak po prostu ją zabił? Odrzucił i ZABIŁ? :(((( Przecież ona nic nie zrobiła! :O
    No pięknie, TE OBSZAJBUSY WALNĘŁY JĄ W GŁOWĘ MŁOTKIEM! >.< Wrrr..nienawidzę ich!!!!!
    I o co chodzi z tym ukrytym planem? Jakoś dziwnie... O_O
    O! Ona ma panterę xd
    Największe kłamstwo:
    "(...) to dlaczego jestem związana?
    - Dla twojego dobra." - true story XD
    Arabella jest spoko. Ma mocne nerwy i jest inteligentna ^^ JA TEŻ LUBIĘ SIEDZIEĆ NA DRZEWAACH! ;D
    O nie...czy 1001 żyje? Boże, jacy oni są nienormalni i very agresiw >0< Apropos, to uwielbiam przemyślenia i domysły Obiektu *u* Dzięki Tobie bohaterka ma taką wielką charyzmę, że głowa pęka @.@ Czuję się, jakbym znała ją od dziecka! :D
    Mhmhmm... Przyjemniaczki straszne. Wszyscy mili i uśmiechnięci! Też bym chciała tatuaż, ale nie koniecznie taki, przy którym zwijam się z bólu O_o
    Ało...
    O_____________o
    JPRLD!
    CO SIĘ STAŁO?! CZEMU WSZYSCY POZDYCHALI?! Znaczy, to dobrze, ale jak to się stało??
    JEJ JEJ JEJ!!! PANI PSYCHOLOOOOG!!!! XD Ale ona jest zajebista! Jedyna normalna w tym gronie yeti o.o
    Kath, nie wiem co mam powiedzieć... Przez Twój komentarz na moim blogu zatapiam się pod ziemię, bo ja nigdy nie potrafię wyrazić swoich słów :O
    Dlatego kłaniam się, Królowo Blogów i wręczam Ci Rafaello-
    Wyraża więcej, nić tysiąc słów.
    I NIE WAŻ SIĘ MÓWIĆ, ŻE ZANUDZIŁAŚ Z OPISAMI! Czytałam je z zapartym tchem, łykając ostrożnie każdą literkę *___* chłonąc każdy wyraz! ^.^ Życzę weny i mnóstwa pomysłów, żebyś jak najszybciej napisała rozdział!!!! <3 <3 <3

    *le ja
    - Ave Kasia!
    *le Kasia
    - Ave ja.

    Twoja na wieki,
    AAlexa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O MATUSIU, O MATUSIU, O MATUSIU, O MATUSIU!!! *U*
      Powiem ci, że miałam trochę zmieszany humor. Wielki dylemat i tak dalej...
      A teraz...
      Mam takiego banana na twarzy, że to się w głowie nie mieści!
      Kochanie, dziękuję ci za wszystko <3
      Za te twoje piękne komentarze, dodające skrzydeł *przyjmuje rafaello i wręcza merci* <3
      Liczę na szybkie dodanie rozdziału na mwmlml *.*
      Pozdrawiam i dziękuję po raz kolejny! :3

      Usuń
  4. WOW!!
    Jestem zachwycona! Naprawdę! Kath, masz taki talent, że byś pół świata nim obdzieliła xDDDDD
    Biedne obiekty 0628 i 1001. Na Merkurym sporo się dzieje (A swoją drogą super opisałaś tą planetę!)
    Może Arabella im pomoże...

    Ogólnie rzecz ujmując - jestem pod ogromnym wrażeniem. Czytało się tak zarąbiście... Dziewczyno, jesteś wielka! :))

    Pozdrawiam.
    [upadli-aniolowie]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, dziękuję ci za te miłe słowa <3
      A ten blog, który mi wysłałaś... czemu ja go wcześniej nie widziałam?! :O
      Już obserwuję <3

      Pozdrawiam również ;)

      Usuń
  5. I znowu spóźniona, wybacz, ale nie dają mi spokojnie niczego przeczytać >.>. Mówiłam ci jaki wielki masz talent? Jesteś mistrzem, a ten rozdział to po prostu cudo! *-* Wiem, że już nie lubię Merkurego, nienawidzę zimna i strzykawek, żegnam państwa, do widzenia, nie zdaliście tego testu, won! =P Ta Arablella jest nawet fajna, tak się domyślałam, że pomoże dziewczyną. Ej, i co z nimi teraz? Nie wiem czemu pomyślałam o zaprowadzeniu ich do Pokoju Życzeń, tak jak wszystkich hogwardzkich zbiegów z Insygniów Śmierci...*myśli* A by było xD. Wybacz, że tak krótko, ale nie mam weny na komentarze. Powtórz: jesteś mistrzem! Rozdział jest świetny, wciągający, fantastyczny i...już nie wiem, koreańce mnie rozpraszają =D. Życzę weny i odmeldowuję się <3.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, że w ogóle tu zajrzałaś, to wiele znaczy :*
      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa...
    Kath, Kath, Kath...!!!!!!!!
    Zostałaś właśnie nominowana do Liebster Award
    Żeby wiedzieć, co i jak, wejdź na
    ------->http://light-under-heart.blogspot.com/p/nominacje.html

    :*** Az
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  7. Gratuluję, nominuję cię słońce do Liebster Award (znowu więc zrób jedno)
    Wybacz jeśli musisz pisać jeszcze raz, ale zrób to proszę:*
    szczegóły tutaj --> http://greek-goddesses-of-vengeance.blogspot.com/p/tu-jest-moj-ask-wpadajcie-i-pytajcie.html

    Kocham <3 :*
    Az

    OdpowiedzUsuń