Wyobraź sobie gęsty gaj. Każde drzewo jest zupełnie inne, odzwierciedla uroki wszystkich lasów istniejących na kontynentach ziemskich. Po piaszczystej, równej ścieżce właśnie przebiegła wiewiórka. Podążasz jej śladami czując, że ma ci coś do pokazania. Odgarniasz jeden kosmyk czarnych włosów, który opadł ci na twarz i uśmiechasz się do dziupli zapełnionej orzechami. Rześkie powietrze wypełnia twoje płuca, a serce stuka w rytm melodii wybijanej przez dzięcioła. Stałam dokładnie w tym miejscu starając się zrozumieć o co chodzi mojej rudej przyjaciółce. Poranne promienie słońca nieśmiało przebijały się przez liście, a natura powoli budziła się do życia. Zegarek na moim nadgarstku pokazywał godzinę 6:00 rano. Przejechałam dłonią po trawie zbierając świeżą rosę i przykładając ją sobie do ust. Powoli oblizałam wargi zastanawiając się jak mocne były wczorajsze nocne opady deszczu i jak ciepło musiało być za dnia, by ona powstała. Czy to dziwne, że nie pamiętam jaka była pogoda? Cóż, nie dla ludzi z mojej planety. Mamy to już wbudowane genetycznie. Po co przejmować się drobnostkami, skoro to co dla nas najważniejsze to ochrona, opieka, walka i świadomość? Podskoczyłam do góry oplatając ramionami gałąź i podciągając się na niej. Po paru chwilach siedziałam już na sośnie przesuwając się w stronę dziupli gryzonia. Ogarnęłam włosy za ucho i nastawiłam moje "radary". Bardzo spokojnie wyciągnęłam dłoń do wiewiórki, która z lekką niepewnością podeszła do mnie. Pewnie miała do czynienia z którąś z moich współpracowniczek, bo doskonale wiedziała co ma zrobić. Przyłożyła nosek do opuszek palców i łaskocząc mnie wąsikami powoli wodziła nim nad ręką. Przez całe moje ciało przeszedł prąd. Z delikatnym uśmiechem odsunęłam się od zwierzaka i bez słowa sięgnęłam dłonią do jego domku. Woda zalała całe jego mieszkanie, a więc musiałam się nieźle namęczyć by osuszyć je do końca. Gdy moje zadanie zostało już wykonane i pomału wkładałam orzechy z powrotem do dziupli, moje ucho poruszyło się bardzo szybko w lewą stronę, a ja spadłam z drzewa pod wpływem donośnego głosu.
- OBIEKT 0628! Natychmiast stawić się w sali kongresowej!
Z trudem uniosłam się na łokciach i spojrzałam w górę na moją zdezorientowaną towarzyszkę. Wstałam, otrzepałam kombinezon i zamknęłam oczy. Wsłuchałam się w dudnienie wiatru i wyliczyłam, że osobnik, który przesłał wiadomość znajduje się niecałe 200 km ode mnie. Westchnęłam głośno i unosząc wymownie oczy do góry rozpoczęłam bieg. Nie to, że tylko ja mam jakąś super moc poruszania się w expresowym tempie. Pokonywanie takich odległości jest dla nas całkiem naturalne. Dla ciebie 1 kilometr to 1 kilometr, a dla mnie metr. Po prostu mam lepszą kondycję i tyle. Tak samo zwierzaki w naszej dżungli. Dlatego nie radzę (jeżeli kiedykolwiek, jakimś cudem trafisz tutaj) nie zapuszczaj się w głąb lasu sam. A zwłaszcza gdy jesteś mężczyzną. W tedy najlepiej w ogóle nigdzie się nie zapuszczaj. Tylko stój grzecznie i czekaj aż cię złapiemy. I tak nie masz szans na ucieczkę.
Trafiłam dość szybko do wyznaczonego miejsca i z impetem wparowałam do środka. Wszystkie spojrzenia zwróciły się na mnie, a ja ze wstydem spuściłam wzrok. Ponownie odezwał się ten sam, kobiecy głos, tym razem o wiele ciszej i łagodniej, tak jakby z lekkim współczuciem.
- Obiekcie 0628... Gdzieś ty się znowu podziewała?
Przełknęłam ślinę i odważnie spojrzałam w oczy szefowej.
- Milady Poolow... Byłam na swoim stanowisku pracy, jak zwykle z resztą o tej porze.
- Czyżbyś już zupełnie zapomniała o naszym wykładzie na temat odmiennych gatunków ludzkości? Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak wielkie niebezpieczeństwo zagraża naszemu światu, a wiesz czemu, 0628?
Pokręciłam z pokorą głową, mimo, że doskonale znałam już odpowiedź. Tyle razy dostawało mi się od przywódczyni, że przywykłam do publicznego upokorzenia.
- Bo jesteś tylko niemądrą nowicjuszką, nie potrafiącą pogodzić się ze światem rzeczywistym! Bujającą w obłokach, wiecznie rozmarzoną istotą! Kobieta powinna reprezentować sobą obraz dumy, odwagi i zaradności, a ty jak na razie nie pokazujesz sobą ani grama tego, czego powinnaś! Przedstawiasz się jako sześcioletnie dziecko, a przypominam ci, że pomimo iż masz ciało sprawnej nastolatki, duchem jesteś rozsądną, pełnoletnią osobą i nikt nie ma prawa ci tego odebrać! Nawet ty sama! Podlegasz bezgranicznemu prawu natury, która stworzyła cię, byś teraz, tak jak tu przed nami stoisz, udowadniała wszechświatowi jak wielką potęgę stanowi płeć piękna! A jak na razie nie widać po tobie żadnych postępów! - tu wzięła głęboki oddech starając się opanować swoje emocje, wygładziła sukienkę na szczupłej talii i uśmiechnęła się łagodnie - A teraz, jeśli pozwolisz, pragnę kontynuować konferencję. Jeżeli nie czujesz się na tyle dojrzała by przychodzić na czas, możesz opuścić salę.
Zacisnęłam mocno wargi i trzaskając drzwiami wyszłam z pomieszczenia. Po paru sekundach znalazłam się już na pustej ulicy. Jak zwykle to JA musiałam o wszystkim zapominać, to JA nie mogłam się do nikogo dopasować i to JA miałam największe problemy z walką. Zawsze wszystko źle robiłam JA. To JA miałam ignorancyjne podejście do tych wszystkich zagrażających naszej planecie istot. Nie jestem pewna czy to tylko moje wymysły, czy może naprawdę ekipa, która mnie tworzyła zapomniała dodać tego jednego czynnika ostrożności i dodatkowej karty pamięci. Jedyną osobą, która mnie rozumiała była moja przyjaciółka 0542. Była o wiele starsza ode mnie, ale przecież my wszystkie wyglądamy tu tak samo, a więc co za różnica? Mijałam właśnie jakąś wystawę sklepową z kolorowymi kombinezonami. Każdy jeden robiony był z jakiegoś gumowego materiału i nie odróżniał się niczym innym poza odcieniem. Momentalnie zwróciłam wzrok na mój fioletowy kostium. Syknęłam cicho, gdy poczułam, że pali mnie tatuaż na kostce. Szefowa zawsze traktowała tak naszą niesubordynację. W sumie to łatwo się przyzwyczaić, jeżeli jest się mną. Minęłam pola wielkich pąków kwiatów, z których za jakiś tydzień zrodzą się nowe obiekty, przeszłam koło małej fabryki, aż w końcu dotarłam do alei z domami. Skierowałam się do sektora 'P' i odszukałam mój numer. Po cichu wślizgnęłam się do środka i zamknęłam drzwi. Było to jedyne miejsce, w którym czułam się naprawdę bezpieczna, spokojna i szczęśliwa, nie licząc lasu. Wszystko było tu albo niebieskie, albo zielone, albo brązowe. Stanęłam przed ozdobnym lustrem i uważnie przyjrzałam się swojej twarzy. Nic się nie zmieniło. Ani jednego pryszcza, ani jednej zmarszczki. Każda rzecz na naszej planecie musiała być nieskazitelna. Wzięłam szczotkę do ręki i związałam włosy w niesfornego kucyka. Obróciłam się powoli i uśmiechnęłam się do stworzenia leżącego w kącie, w wielkim koszu. Mała lwica przeciągnęła się słodko i uniosła powieki patrząc na mnie uważnie. Leona była pierwszym zwierzakiem, z którym udało mi się nawiązać prawidłowy kontakt. Naukowcy mówią, że urodziła się ona miesiąc przede mną. Nie muszę wam opowiadać chyba jak bardzo pokochałam tego zwierza. To chyba widać po tym, że w ogóle ze mną mieszka, prawda? Ściągnęłam ciężkie, łatwo przyczepne buty do chodzenia po lesie i rzuciłam się na łóżko. Podłożyłam ręce pod głowę przypatrując się sufitowi. Wiecie co w tym moim życiu jest najgorsze? Brak akceptacji. Uwierzcie, nie chcecie tego doświadczyć, a jeżeli skądś to znacie, to serdecznie wam współczuję. Nie jestem taka jak wszyscy. Czuję, że zostałam stworzona do wyższych celów, tylko jeszcze nie doszłam do jakich. Jest to ciężkie zadanie dla szesnastodniowej dziewczyny, ale myślę, że w końcu mi się uda.
"Nie daj się im omamić".
Tak mówi głos w mojej głowie. Nie mam pojęcia do kogo on należy, wiem tylko tyle, że to on daje mi codziennie siłę do tego by wstawać rano i dać się wciągnąć w tą straszną rutynę. Po raz kolejny tatuaż zapiekł, a więc podniosłam się i udałam się do łazienki, by go przemyć. Podeszłam do wanny o perłowym kolorze i odwinęłam brzeg skarpetki. Ujrzałam rozpalony do czerwoności symbol. Nie wiem czy dam radę to dokładnie opisać, ale chociaż spróbuję. To tak jakby ktoś przyłożył cztery trójkąty podstawami do siebie, a potem by te podstawy wymazał. W środku znajduje się liczba odpowiadająca twojemu imieniu. Sięgnęłam po gazę i dokładnie umyłam rozognione miejsce. Od razu poczułam kojący chłód rozchodzący się po nodze. Powróciłam na moje poprzednie miejsce spoczynku starając się nie myśleć o powtarzającym się bólu. Wyjęłam z zapinanej kieszeni kombinezonu batona odżywczego, którego zazwyczaj zjadam w lesie o tej porze. Potem przekręciłam się na drugi bok i z głośnym westchnięciem zasnęłam.
Obudziłam się punktualnie o 5:30. Za pół godziny powinnam znaleźć się na swoim stanowisku. Żaden problem. Wyszłam z sypialni karmiąc Leonę wegetariańskim mięsem dla lwów. Gdy po raz pierwszy ujrzałam to w zoologicznym, myślałam, że mój wzrok płata mi figle. Znalazłam się w odosobnionym pomieszczeniu (też całym niebieskim), w którym stała tylko jedna, biała komora. Z ociąganiem weszłam do niej. Gdy tylko zamknęłam drzwi, zaczęły dziać się rozmaite cuda. Kręciłam się wokół własnej osi, czułam jak coś czesze moje włosy, automatyczny system myje mnie, suszy i zakłada nowe ubranie, a metalowe, zimne ręce oplatają twarz, by pozbawić ją wszelkich objawów zmęczenia. Wyszłam z kabiny czując jeszcze większe zaspanie niż przedtem, ale wyglądałam zdecydowanie dużo lepiej. Chwyciłam kołczan ze strzałami i zarzuciłam go sobie na plecy, spakowałam batonika i bidon z piciem, wzięłam mojego kota i wyszłam na dwór. Lwica pobiegła prosto do lasu afrykańskiego. Zerknęłam na rozpiskę, która wystrzeliła z zegarka migając w powietrzu. No, trzeba włożyć kapotę, ruszamy do puszcz amazońskich. Postępowałam wolno na przód ciesząc się jeszcze chłodnym powietrzem. Zamyśliłam się na dobre. Nie zauważyłam nawet, gdy wpadłam na 0542.
- A ty dokąd? - spytała moja roześmiana przyjaciółka ukazując rząd równych zębów. - Zapomniałaś o treningu? - spytała krzyżując ręce na czarnym stroju.
Stuknęłam się w czoło podążając za nią. Jak zwykle coś wyleciało mi z głowy. Dziwne, bo ćwiczenie lotu na smokach jest jednym z zajęć, które toleruję. Udałyśmy się w kierunku wysokich gór. Ośnieżone czubki widoczne z daleka nie zachęcały z reguły do spaceru. Czy tylko ja jestem taka nienormalna, że zawsze marzyłam, by się na nie wspiąć? Zatrzymałyśmy się u podnóża szczytów dołączając do grupy. Moja przyjaciółka od razu została przez kogoś porwana. Zawsze tak było. Gdy tylko pokazywałyśmy się gdzieś w tłumie, to ja byłam tą, która zostawała na lodzie. Zagryzłam policzek od wewnętrznej strony i tupnęłam zniecierpliwiona nogą. W tej samej chwili przed szereg wyszła wysoka dziewczyna w fryzurze na tak zwanego "jeża". Pokiwała nam ręką żebyśmy podeszły, a potem gwizdnęła w palce. Wierzchołki zatrzęsły się niebezpiecznie. Usłyszałyśmy głośny ryk i tuż nad głowami przeleciało nam całe stado ogromnych, skrzydlatych stworzeń. Uśmiechnęłam się gdy wylądowały, a trenerka przemówiła.
- Nie jesteście tu pierwszy raz i doskonale wiecie, co macie zrobić. Przynajmniej - tu spojrzała na mnie - mam taką nadzieję. A teraz... Dosiąść smoków!
Wszystkie rzuciły się gwałtownie w stronę tęczowo ubarwionego zwierzęcia. Wywróciłam oczami i podeszłam do mojej starej (sprzed dwóch tygodni) towarzyszki. Smoczyca skinęła mi głową na powitanie. Chociaż nasze relacje były mega zacięte, starałyśmy się zachować choć trochę kultury. Zwierzak nie był łatwy w "obsłudze", ale ja nigdy nie stawiałam sobie nisko poprzeczki. Wolałam się pomęczyć i mieć spalone włosy, ale poczuć tą satysfakcję. Jak na razie udało mi się już poczuć swąd żarzących się ubrań, ale to już coś. Odwzajemniłam gest i ostrożnie dotknęłam łuskowatej skóry. Eleanor, bo tak nazywał się smok, drgnęła niespokojnie. Czuję, że gdyby nie to, że jestem patronką zwierząt, to zareagowałaby o wiele gorzej. Wspięłam się po jej boku i usiadłam we wgłębieniu pomiędzy karkiem, skrzydłami, a kolcami na grzbiecie. Pogłaskałam ją na znak, że dziękuję za cierpliwość. Stworzenie miało założony na szyi elastyczny sznur, którego chwytało się w ostateczności pod ryzykiem roztrzaskania się o ziemię. Zacisnęłam lekko kolana, a zwierzak wzbił się w powietrze łopocząc skrzydłami, które obijały mi się o nogi. Gwałtowny podmuch wiatru rozwiał moje włosy, a smoczyca ryknęła z zadowolenia. Przez głowę przebiegła mi myśl, którą natychmiast odrzuciłam. Jakby to było uciec stąd na smoku...
~ ~ ~
I oto pojawił się rozdział pierwszy (w prawdzie nie najdłuższy, ale zawsze). Nie wiem czy wam się podoba, ale oceńcie w komentarzach. Mam nadzieję, że wszystko gra. Przepraszam za błędy, ale musiałam się spieszyć. Smutna informacja - nie będzie mnie przez jakiś tydzień :// Ale spoko, postaram się dodać nn jak najszybciej. Pozdrawiam! :*
- OBIEKT 0628! Natychmiast stawić się w sali kongresowej!
Z trudem uniosłam się na łokciach i spojrzałam w górę na moją zdezorientowaną towarzyszkę. Wstałam, otrzepałam kombinezon i zamknęłam oczy. Wsłuchałam się w dudnienie wiatru i wyliczyłam, że osobnik, który przesłał wiadomość znajduje się niecałe 200 km ode mnie. Westchnęłam głośno i unosząc wymownie oczy do góry rozpoczęłam bieg. Nie to, że tylko ja mam jakąś super moc poruszania się w expresowym tempie. Pokonywanie takich odległości jest dla nas całkiem naturalne. Dla ciebie 1 kilometr to 1 kilometr, a dla mnie metr. Po prostu mam lepszą kondycję i tyle. Tak samo zwierzaki w naszej dżungli. Dlatego nie radzę (jeżeli kiedykolwiek, jakimś cudem trafisz tutaj) nie zapuszczaj się w głąb lasu sam. A zwłaszcza gdy jesteś mężczyzną. W tedy najlepiej w ogóle nigdzie się nie zapuszczaj. Tylko stój grzecznie i czekaj aż cię złapiemy. I tak nie masz szans na ucieczkę.
Trafiłam dość szybko do wyznaczonego miejsca i z impetem wparowałam do środka. Wszystkie spojrzenia zwróciły się na mnie, a ja ze wstydem spuściłam wzrok. Ponownie odezwał się ten sam, kobiecy głos, tym razem o wiele ciszej i łagodniej, tak jakby z lekkim współczuciem.
- Obiekcie 0628... Gdzieś ty się znowu podziewała?
Przełknęłam ślinę i odważnie spojrzałam w oczy szefowej.
- Milady Poolow... Byłam na swoim stanowisku pracy, jak zwykle z resztą o tej porze.
- Czyżbyś już zupełnie zapomniała o naszym wykładzie na temat odmiennych gatunków ludzkości? Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak wielkie niebezpieczeństwo zagraża naszemu światu, a wiesz czemu, 0628?
Pokręciłam z pokorą głową, mimo, że doskonale znałam już odpowiedź. Tyle razy dostawało mi się od przywódczyni, że przywykłam do publicznego upokorzenia.
- Bo jesteś tylko niemądrą nowicjuszką, nie potrafiącą pogodzić się ze światem rzeczywistym! Bujającą w obłokach, wiecznie rozmarzoną istotą! Kobieta powinna reprezentować sobą obraz dumy, odwagi i zaradności, a ty jak na razie nie pokazujesz sobą ani grama tego, czego powinnaś! Przedstawiasz się jako sześcioletnie dziecko, a przypominam ci, że pomimo iż masz ciało sprawnej nastolatki, duchem jesteś rozsądną, pełnoletnią osobą i nikt nie ma prawa ci tego odebrać! Nawet ty sama! Podlegasz bezgranicznemu prawu natury, która stworzyła cię, byś teraz, tak jak tu przed nami stoisz, udowadniała wszechświatowi jak wielką potęgę stanowi płeć piękna! A jak na razie nie widać po tobie żadnych postępów! - tu wzięła głęboki oddech starając się opanować swoje emocje, wygładziła sukienkę na szczupłej talii i uśmiechnęła się łagodnie - A teraz, jeśli pozwolisz, pragnę kontynuować konferencję. Jeżeli nie czujesz się na tyle dojrzała by przychodzić na czas, możesz opuścić salę.
Zacisnęłam mocno wargi i trzaskając drzwiami wyszłam z pomieszczenia. Po paru sekundach znalazłam się już na pustej ulicy. Jak zwykle to JA musiałam o wszystkim zapominać, to JA nie mogłam się do nikogo dopasować i to JA miałam największe problemy z walką. Zawsze wszystko źle robiłam JA. To JA miałam ignorancyjne podejście do tych wszystkich zagrażających naszej planecie istot. Nie jestem pewna czy to tylko moje wymysły, czy może naprawdę ekipa, która mnie tworzyła zapomniała dodać tego jednego czynnika ostrożności i dodatkowej karty pamięci. Jedyną osobą, która mnie rozumiała była moja przyjaciółka 0542. Była o wiele starsza ode mnie, ale przecież my wszystkie wyglądamy tu tak samo, a więc co za różnica? Mijałam właśnie jakąś wystawę sklepową z kolorowymi kombinezonami. Każdy jeden robiony był z jakiegoś gumowego materiału i nie odróżniał się niczym innym poza odcieniem. Momentalnie zwróciłam wzrok na mój fioletowy kostium. Syknęłam cicho, gdy poczułam, że pali mnie tatuaż na kostce. Szefowa zawsze traktowała tak naszą niesubordynację. W sumie to łatwo się przyzwyczaić, jeżeli jest się mną. Minęłam pola wielkich pąków kwiatów, z których za jakiś tydzień zrodzą się nowe obiekty, przeszłam koło małej fabryki, aż w końcu dotarłam do alei z domami. Skierowałam się do sektora 'P' i odszukałam mój numer. Po cichu wślizgnęłam się do środka i zamknęłam drzwi. Było to jedyne miejsce, w którym czułam się naprawdę bezpieczna, spokojna i szczęśliwa, nie licząc lasu. Wszystko było tu albo niebieskie, albo zielone, albo brązowe. Stanęłam przed ozdobnym lustrem i uważnie przyjrzałam się swojej twarzy. Nic się nie zmieniło. Ani jednego pryszcza, ani jednej zmarszczki. Każda rzecz na naszej planecie musiała być nieskazitelna. Wzięłam szczotkę do ręki i związałam włosy w niesfornego kucyka. Obróciłam się powoli i uśmiechnęłam się do stworzenia leżącego w kącie, w wielkim koszu. Mała lwica przeciągnęła się słodko i uniosła powieki patrząc na mnie uważnie. Leona była pierwszym zwierzakiem, z którym udało mi się nawiązać prawidłowy kontakt. Naukowcy mówią, że urodziła się ona miesiąc przede mną. Nie muszę wam opowiadać chyba jak bardzo pokochałam tego zwierza. To chyba widać po tym, że w ogóle ze mną mieszka, prawda? Ściągnęłam ciężkie, łatwo przyczepne buty do chodzenia po lesie i rzuciłam się na łóżko. Podłożyłam ręce pod głowę przypatrując się sufitowi. Wiecie co w tym moim życiu jest najgorsze? Brak akceptacji. Uwierzcie, nie chcecie tego doświadczyć, a jeżeli skądś to znacie, to serdecznie wam współczuję. Nie jestem taka jak wszyscy. Czuję, że zostałam stworzona do wyższych celów, tylko jeszcze nie doszłam do jakich. Jest to ciężkie zadanie dla szesnastodniowej dziewczyny, ale myślę, że w końcu mi się uda.
"Nie daj się im omamić".
Tak mówi głos w mojej głowie. Nie mam pojęcia do kogo on należy, wiem tylko tyle, że to on daje mi codziennie siłę do tego by wstawać rano i dać się wciągnąć w tą straszną rutynę. Po raz kolejny tatuaż zapiekł, a więc podniosłam się i udałam się do łazienki, by go przemyć. Podeszłam do wanny o perłowym kolorze i odwinęłam brzeg skarpetki. Ujrzałam rozpalony do czerwoności symbol. Nie wiem czy dam radę to dokładnie opisać, ale chociaż spróbuję. To tak jakby ktoś przyłożył cztery trójkąty podstawami do siebie, a potem by te podstawy wymazał. W środku znajduje się liczba odpowiadająca twojemu imieniu. Sięgnęłam po gazę i dokładnie umyłam rozognione miejsce. Od razu poczułam kojący chłód rozchodzący się po nodze. Powróciłam na moje poprzednie miejsce spoczynku starając się nie myśleć o powtarzającym się bólu. Wyjęłam z zapinanej kieszeni kombinezonu batona odżywczego, którego zazwyczaj zjadam w lesie o tej porze. Potem przekręciłam się na drugi bok i z głośnym westchnięciem zasnęłam.
Obudziłam się punktualnie o 5:30. Za pół godziny powinnam znaleźć się na swoim stanowisku. Żaden problem. Wyszłam z sypialni karmiąc Leonę wegetariańskim mięsem dla lwów. Gdy po raz pierwszy ujrzałam to w zoologicznym, myślałam, że mój wzrok płata mi figle. Znalazłam się w odosobnionym pomieszczeniu (też całym niebieskim), w którym stała tylko jedna, biała komora. Z ociąganiem weszłam do niej. Gdy tylko zamknęłam drzwi, zaczęły dziać się rozmaite cuda. Kręciłam się wokół własnej osi, czułam jak coś czesze moje włosy, automatyczny system myje mnie, suszy i zakłada nowe ubranie, a metalowe, zimne ręce oplatają twarz, by pozbawić ją wszelkich objawów zmęczenia. Wyszłam z kabiny czując jeszcze większe zaspanie niż przedtem, ale wyglądałam zdecydowanie dużo lepiej. Chwyciłam kołczan ze strzałami i zarzuciłam go sobie na plecy, spakowałam batonika i bidon z piciem, wzięłam mojego kota i wyszłam na dwór. Lwica pobiegła prosto do lasu afrykańskiego. Zerknęłam na rozpiskę, która wystrzeliła z zegarka migając w powietrzu. No, trzeba włożyć kapotę, ruszamy do puszcz amazońskich. Postępowałam wolno na przód ciesząc się jeszcze chłodnym powietrzem. Zamyśliłam się na dobre. Nie zauważyłam nawet, gdy wpadłam na 0542.
- A ty dokąd? - spytała moja roześmiana przyjaciółka ukazując rząd równych zębów. - Zapomniałaś o treningu? - spytała krzyżując ręce na czarnym stroju.
Stuknęłam się w czoło podążając za nią. Jak zwykle coś wyleciało mi z głowy. Dziwne, bo ćwiczenie lotu na smokach jest jednym z zajęć, które toleruję. Udałyśmy się w kierunku wysokich gór. Ośnieżone czubki widoczne z daleka nie zachęcały z reguły do spaceru. Czy tylko ja jestem taka nienormalna, że zawsze marzyłam, by się na nie wspiąć? Zatrzymałyśmy się u podnóża szczytów dołączając do grupy. Moja przyjaciółka od razu została przez kogoś porwana. Zawsze tak było. Gdy tylko pokazywałyśmy się gdzieś w tłumie, to ja byłam tą, która zostawała na lodzie. Zagryzłam policzek od wewnętrznej strony i tupnęłam zniecierpliwiona nogą. W tej samej chwili przed szereg wyszła wysoka dziewczyna w fryzurze na tak zwanego "jeża". Pokiwała nam ręką żebyśmy podeszły, a potem gwizdnęła w palce. Wierzchołki zatrzęsły się niebezpiecznie. Usłyszałyśmy głośny ryk i tuż nad głowami przeleciało nam całe stado ogromnych, skrzydlatych stworzeń. Uśmiechnęłam się gdy wylądowały, a trenerka przemówiła.
- Nie jesteście tu pierwszy raz i doskonale wiecie, co macie zrobić. Przynajmniej - tu spojrzała na mnie - mam taką nadzieję. A teraz... Dosiąść smoków!
Wszystkie rzuciły się gwałtownie w stronę tęczowo ubarwionego zwierzęcia. Wywróciłam oczami i podeszłam do mojej starej (sprzed dwóch tygodni) towarzyszki. Smoczyca skinęła mi głową na powitanie. Chociaż nasze relacje były mega zacięte, starałyśmy się zachować choć trochę kultury. Zwierzak nie był łatwy w "obsłudze", ale ja nigdy nie stawiałam sobie nisko poprzeczki. Wolałam się pomęczyć i mieć spalone włosy, ale poczuć tą satysfakcję. Jak na razie udało mi się już poczuć swąd żarzących się ubrań, ale to już coś. Odwzajemniłam gest i ostrożnie dotknęłam łuskowatej skóry. Eleanor, bo tak nazywał się smok, drgnęła niespokojnie. Czuję, że gdyby nie to, że jestem patronką zwierząt, to zareagowałaby o wiele gorzej. Wspięłam się po jej boku i usiadłam we wgłębieniu pomiędzy karkiem, skrzydłami, a kolcami na grzbiecie. Pogłaskałam ją na znak, że dziękuję za cierpliwość. Stworzenie miało założony na szyi elastyczny sznur, którego chwytało się w ostateczności pod ryzykiem roztrzaskania się o ziemię. Zacisnęłam lekko kolana, a zwierzak wzbił się w powietrze łopocząc skrzydłami, które obijały mi się o nogi. Gwałtowny podmuch wiatru rozwiał moje włosy, a smoczyca ryknęła z zadowolenia. Przez głowę przebiegła mi myśl, którą natychmiast odrzuciłam. Jakby to było uciec stąd na smoku...
~ ~ ~
I oto pojawił się rozdział pierwszy (w prawdzie nie najdłuższy, ale zawsze). Nie wiem czy wam się podoba, ale oceńcie w komentarzach. Mam nadzieję, że wszystko gra. Przepraszam za błędy, ale musiałam się spieszyć. Smutna informacja - nie będzie mnie przez jakiś tydzień :// Ale spoko, postaram się dodać nn jak najszybciej. Pozdrawiam! :*
Super, naprawdę. Ucieknie na smoku? Proszę o szybką odpowiedź.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział. :D
~Kizikazukutala :D
Hahah :D Nie mogę tego powiedzieć xD Tajemnica, ale wiedz, że i tak taki sposób ucieczki byłby jak dla mnie hmm... zbyt banalny :D
UsuńAle cieszę się, że kogoś to wgl interesuje :P
Pozdrawiam i dziękuję za komentarz :*
Ale to fajne !
OdpowiedzUsuńŻal mi 0628. Nigdy nie chciałabym bym odmieńcem.
Zdaje mi się, że ona zrobi wielką rewolucję i ta myśl strasznie przypadła mi do gustu :D
Ma małą lwicę - słodko :3
Hah. Takie ładne imię, dla takiego wrednego smoczyska ?
Fajnie by było, jakby uciekła na nim na naszą planetę i przejęła władzę na planecie Wenus :D
Nie no, ale rozkmina ! :D
Nie wymyślam już scenariuszy, tylko Cię bardzo pochwale.
Kolejny udany rozdział, gratuluję ! :3
Czekam na nn, mam nadzieję, że szybko do nas wrócisz ;)
Twoja wierna czytelniczka i fanka,
Reasy :**
<333 Baaardzo dziękuję ci za komentarz, naprawdę :3
UsuńLwica sama mi wpadła jakoś do głowy ^^
Haha a pomysł ze smokiem nie taki głupi, ale jak już mówiłam jak dla mnie zbyt... prosty ;D
Pozdrawiam! :*
Nie mam weny na komentarz :(
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba. Współczuje jej strasznie, ale dobrze że ma przyjaciółkę. Przynajmniej nie jest sama *-*
Nie mogę się doczekać nast. rozdziału tutaj i na Fremione *-*
Pozdrawiam, czekam na następne i życzę dużo weny :d
~Clar <3
Na Fremione może się pojawi w ten weekend lub za tydzień :)
UsuńJestem zadowolona, że się podoba - pozdrawiam! :*
O! Już rozdział! Ale super ^^
OdpowiedzUsuńZdradzę Ci, iż mam dziś podły nastrój, więc nie zdziw się jeżeli będę się chamsko czepiać albo pisać głupoty - od razu z gory przepraszam!
Świetny początek.
Potem momentami nie ogarniałam (może to ten chamski humor...), ale było spoko.
Temat nieakceptacji zawsze spoko. Sama, jak wiesz, wykorzystuję go ;)
Szesnastodniowa a już tyle wie! I taka "zawsze" spóźniona itd...
Znam jej problem. Też zawsze jestem "ta inna", "zapominalska" czy "spoznialska" :/
No i to zakończenie ze smoczkiem - słodko.
Przepraszam, że taki krótki i nijaki ale... jakoś nie mam dziś siły na komentarze. Nie mam w sumie siły na nic.
Przepraszam.
Twoja Cupcake.
Rozumiem podły nastrój i humor, w porządku.
UsuńNie wiem czy nie ogarniałaś z powodu humoru czy za bardzo namotałam, ale dziękuję za tę uwagę :)
Tyle wie, bo wszystko ma wgrane od urodzenia ;D
Nie ma sprawy - nie jest nijaki, każdy twój komentarz sprawia, że się uśmiecham :*
Pozdrawiam!
Wow! Świetny rozdział! *o*
OdpowiedzUsuńPóki co troszkę mało akcji, ale rozumiem rozumiem.. szlaban to nie przelewki! :D
A więc.. naprawdę bardzo, baardzo, BAARDZO mi się podoba!!! :D
Super akcja, odrobinka fajnego humoru, słodziaszne zwierzaczki i fajna kumpelka! ^.^
Szkoda, że 0628 jest taka odtrącana :/ W sumie coś o tym wiem... Ale z niej to fajna dziewczyna! Będzie miała jeszcze przyjaciół! Ale i tak najlepsi przyjaciele to zwierzętaa! :))
UWIELBIAM SMOKI! <33 Nie mogę się doczekać kiedy będzie o nich więcej! *.*
Serio.. kocham ten rozdział, ten blog, i CIEBIE! Jesteś niesamowita! :**
Pozdrawiam, współczuję szlabanu i życzę DUŻOO weny! ;*
~Twoja Eveline. ;♥
Szlaban nie przelewki, a na dodatek trzeba tu troszkę rozbudować to wszystko :33 nie chcę żeby akcja zaczęła się i skończyła zbyt szybko :)
UsuńHahah, smoki me gusta :D
Och, ja też cię kocham :P
Dziękuję bardzo za komentarz i życzenia weny, pozdrawiam! :*
Czy ona jest mną? Ja nigdzie nie pasuję ,sama wiesz i czuję się zagubiona i odtrącona o.O . Wiesz ,że mi się podoba nie? Bo to jest genialne *-*. Ja cem taką lwicę awww ♥ i smoka też w zestawie ^^. Kocham ten rozdział i to opowiadanie ,jest cudowne. Uciec na smoku? Czemu nie? xD. Jesteś niesamowita i masz genialną wyobraźnię.
OdpowiedzUsuńAle jak to szlaban? :< Za co? Poręczę przed sądem ,że jesteś niewinna kochana :***. Proszę wracaj szybko bo mam ci tyle do powiedzenia i może to tylko przez tą moją dzisiejszą fazę ,ale naprawdę będę cały czas tęsknić. Życzę ci szybkiego powrotu ,masy weny i trzymaj się ciepło <3.
PS. Wybacz ,że piszę nienormalniej niż zwykle ,usprawiedliwię się na gg :*
Hahahah majne adwokate zawsze spoko <33 Dziękuję za tak miły i podnoszący na duchu komentarz, cieszę się, że choć trochę się podoba ^^
UsuńPozdrawiam! :*
Cudowny *.*. Fajnie, że ona jest inna niż reszta. Znaczy, mam wrażenie, że z tego może wiele wyniknąć. Podoba mi się, że tak dobrze dogaduje się ze zwierzętami, widać, że jest bardzo wrażliwa. I jedyne zastrzeżenie/prośba, czy nie mogło by być więcej dialogów? Takie długie opisy nieco mnie męczą, a chętnie poznałabym ją również jak zachowuje się między innymi "obiektami". Cóż czekam i mam nadzieję, że pojawi się niedługo.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny,
Honeyed Girl.
Strasznie się cieszę, że ci się podoba <3
UsuńOczywiście, zgodnie z twoją prośbą wprowadzę więcej dialogów do opowieści, w pierwszych rozdziałach chciałam po prostu więcej opisać żeby łatwiej było sobie to wszystko wyobrazić :*
Dziękuję i pozdrawiam!
Bardzo podoba mi się ten wpis jak i cała opowieść ;)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście dużo opisu jest, ale wiem i rozumiem dlaczego ;)
Motyw ucieczki na smoku był by fajny, ale też uważam że byłby trochę i logiczny i za prosty ;) Zapewne wymyślisz coś co zaskoczy wszystkich czytelników. ;)
Czytając ten rozdział pomyślałam sobie że ona mogła by wymyślić sobie imię bądź jakąś ksywkę, którą by siebie określała. ;) może to wymyślić też ze swoją przyjaciółką :) oczywiście nie musisz się z tym zgadzać i uwzględniać, ale myślę że w każdym bądź razie fajnie jest czytać sugestie czytelników co do fabuły ;)
chciała bym też poznać w jaki sposób powstawały "wenusjanki" ;)
W każdym bądź razie, rozdział bardzo ciekawy ;)
i czekam na kolejne ;)
pozdrawiam ;)
~littlegraybutterfly~
Cieszę się, że ci się podoba, i że rozumiesz czemu dodaję opisy :D
UsuńJeśli chodzi o historię i ksywkę, to mam już zaplanowane kiedy przestaną się do niej zwracać 0628 oraz kiedy ujrzymy zarys jak powstały wenusjanki :D
Możliwe, że w przyszłym rozdziale ujrzymy już historię i cząstkę tego co wydarzy się dalej w książce :D
Obiecuję, że nie będzie to tak przewidywalne jak ucieczka na smoku, ale również wszyscy będą się domyślać co będzie dalej... Niestety w swoim zwyczaju lubię namieszać, a więc oczywiste stanie się nieoczywiste... Wiem, że to zdanie nie miało najmniejszego sensu, ale mam nadzieję, że zrozumiesz co chciałam ci przekazać xD
Dziękuję za miły komentarz i pozdrawiam serdecznie! :*
Ma sens skoro je zrozumiałam ;)
UsuńNie ma za co. ;)
A więc czekam na następne rozdziały ;)
~LGB~
Genialny rozdział, genialny blog, genialna ty ;D Bardzo mnie wciągnęłaś ;p teraz skoro już wiem że jestem w niebezpieczeństwie pozostaje mi czekać na kolejny rozdział z nadzieją że go dożyję ;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
~Kapselek
Hahahah, nawet nie wiesz jak mi miło :33
UsuńPostaram się w imieniu Obiekt 0628 powstrzymać ICH od wybicia tak wspaniałych komentatorów jak ty :P ♥
Również pozdrawiam!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPomysł i wykonanie ge-nia-lne! Ucieczka na smoku? Zbyt przewidywalne, ale ciekawe. Pragne tej lwicy *.* Give me a lwica xD
OdpowiedzUsuńNie mam komentarzowej weny, lecz wiedz że nie mogę się doczekać dalszej części historii.... Skoro i tak jestem już zagrożona, to co mi szkodzi? Wolę umrzeć wiedząc niż umrzeć w niewiedzy :D
Hhahah bardzo mądre i podnoszące na duchu sformułowanie :* Cieszę się, że tu wpadłaś i, że ci się podoba ;DD
UsuńPostaram się dodać niedługo ;D Pozdrawiam! :)
Najdroższa Kath!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że dopiero teraz piszę komcia, ale również podzielam Twój los xD I wiesz co? ^^ CZYTAM WŁAŚNIE PIERWSZY TOM PERCY'EGO! :D Zaraziłaś mnie dziewczyno o.0 ;P
Ale już czytam rozdział, póki mogę ;)
O Boże...znów to uczucie, że nie powinno mnie tu być... Kurde jestem w śmiertelnym niebezpieczeństwie!!!
Ten gaj...ta przestrzeń i natura *_* niemal poczułam zapach *-*
Wrr...wkurza mnie ta jej cała "szefowa" -,- OSTATNI BĘDĄ PIERWSZYMI!
Smoki?! O.O Jestem Twoja... Uwielbiam te mityczne, piękne i silne stworzenia... Mam słabość!
"Gwałtowny podmuch wiatru rozwiał moje włosy, a smoczyca ryknęła z zadowolenia. Przez głowę przebiegła mi myśl, którą natychmiast odrzuciłam. Jakby to było uciec stąd na smoku..." - dolałaś mi coś to mózgu i mięśni... CAŁA SIĘ PALĘ!
Ale perspektywa... Coś mi się wydaje, że to nie skończy się na zwykłym przemyśleniu :D
KOCHAM TEN ROZDZIAŁ!!!
Nie mogę się rozpisywać, bo aż słyszę kroki mamy... Mam ciary! :D Nie mów nikomu, że tu byłam!
Jestem uzależniona od Twojego bloga - przyznaję się! ;'(( :D
Kocham Cię i pozdrawiam - rozdział boski *O*
U mnie chyba aż za tydzień ;// lub w majówkę ^^
Buziale!!
Twoja, Alexa
Kochana AAlexo! :*
UsuńYEY! Nawet nie wiesz jak się cieszę, że mogłam kogoś tym zarazić <33 I to kogoś nie z mojego hmm "rzeczywistego" środowiska :P Hahah obiecuję, że nie będę cię już straszyć... chyba :3
Miło mi, że opisy s dobre xD
Tak, szefowa denerwująca, ale cóż. twardy rygor xD
Też lubię smoki :33
Okej, obiecuję, że nikomu nie powiem i ojej *o* AŻ uzależniona - nie mogę, jaram się ;*
Również gorąco pozdrawiam, pisz nn! :*